Nie sądziłam, że tak niepozorna miejscowość może być tak istotna w życiu pole dancerki. W ostatni weekend przeżyłam tam niezapomniane chwile i nakarmiłam swoje rurkowe serduszko masą wrażeń.
No to start!
Szósty grudnia przyniósł nie tylko słodycze od Mikołaja (przyznać się, kto czyścił pleasery w czwartek wieczorem?), ale przede wszystkim wernisaż fotografii Tomasza Gasa. O co tyle hałasu? Przecież wszyscy doskonale znają prace Tomasza. Widzieli je setki razy na profilach swoich ulubionych pole dancerów i szkół pole dance, a osoby biorące udział w zawodach mają jego zdjęć na pęczki na własnych komputerach. No to ja spieszę z odpowiedzią. Artystyczne fotografie studyjne obrazujące pole dance zostały wydrukowane w dużym formacie i zaprezentowane szerokiej publiczności. Po raz pierwszy w Polsce, a prawdopodobnie i na świecie. Zostały powieszone w ramkach, na ścianach, tak jak powinny być prezentowane dzieła sztuki. Statystyczny Kowalski, który wejdzie do klubu Stara Przepompownia zobaczy przepiękne zdjęcia ukazujące prawdziwe pole dancerki. Podpisane imieniem i nazwiskiem. Co sobie może pomyśleć? Cudowne kobiety na cudownych zdjęciach, razem z rurą. W pozach, które wymagają lat treningów lub pokazujących pewność siebie i pasję do tego sportu. Jeśli to nie jest propagowanie pole dance w odsłonie, która, zdaje mi się, jest bliska nam wszystkim, to naprawdę nie wiem, co jest.
Opublikowany przez Zbigniewa Gol Sobota, 7 grudnia 2019
Opublikowany przez Zbigniewa Gol Sobota, 7 grudnia 2019
Opublikowany przez Zbigniewa Gol Sobota, 7 grudnia 2019
Gwóźdź programu
Siódmego grudnia odbyły się trzecie już zawody pole dance Sensual Championship. O tym, że w tym roku była to wyjątkowa edycja pisałam już wcześniej tutaj. W skrócie, chodziło o to, że organizatorzy postawili w tym roku na amatorów, czyli osoby, które nie są zawodowo związane z rurką (czyt. nie zarabiają na pole dance). W momencie, w którym usłyszałam o tym pomyśle, zaraz po lekkim ukłuciu żalu, że sama nie będę mogła się zgłosić, oczy zapłonęły mi entuzjazmem, bo profesjonalnie zorganizowane zawody dla Amatorów to coś co popieram całym swoim rurowym serduszkiem (o czym pisałam też tutaj).
Mój mały debiut.
Zawody Sensual Championship 2019 Edition Love Amateur były dla mnie wyjątkowe z jeszcze jednego powodu! Miałam zaszczyt zapowiadać występy zawodników ze sceny! Jestem ogromnie wdzięczna za to, że mogłam stać się częścią tego przedsięwzięcia, było to dla mnie ogromne przeżycie i wielkie wyróżnienie.
Profesjonalni Amatorzy!
Na scenie niespodziewanie się zestresowałam i miałam problem ze składaniem zdań, więc z tego miejsca powiem to, na co nie umiałam znaleźć słów podczas zawodów. Drodzy Zawodnicy! To niesamowite, że zgłosiliście się na zawody, przygotowaliście się tak pięknie i zostawiliście kawał serducha na scenie. Brawo, brawo, brawo! Każdy występ opowiadał inną historię i wzbudzał emocje! Wiele z pomysłów było nowatorskich. Pamiętam występy profesjonalistów, którzy po prostu chwalili się swoimi umiejętnościami, a tutaj umiejętności zostały opakowane w piękne choreografie, sceny dramatyczne i komiczne. Bardzo mi się to podobało! Cieszę się, że Amatorzy, którzy zgłosili się na zawody Artowe wzięli pod uwagę, że ich postać, charakteryzacja, rekwizyty i opowieść będą doceniane. To świadczy o waszym profesjonalizmie i liczę, że wielu z Was zobaczymy jeszcze na scenach. Jeszcze raz ogromne gratulacje dla WSZYSTKICH występujących!
Wrażenia z zawodów.
Ciekawa jestem jak widzowie odebrali Sensual Championship 2019. Pamiętacie, jak w zeszłym roku pisałam, że z niecierpliwością czekam na kolejną edycję? Po prostu czułam, że organizatorzy stworzą coś super. Według mnie, stanęli na wysokości zadania:
- Zawody skończyły się o czasie. W pewnym momencie musieliśmy wydłużać przerwy, żeby nie skończyć za szybko!
- Konferansjerzy – no cóż, ok, ta Pani w zielonej sukience trochę nie ogarniała, ale przynajmniej nie przekręcała nazwisk! Krzysztof Janota bez zastrzeżeń!
- Było więcej miejsca na rozgrzewkę (pewnie też ze względu na to, że była mniejsza liczba uczestników). Od czasu do czasu zaglądałam na zaplecze dla zawodników i byłam zachwycona temperaturą panującą w tej przestrzeni. Ja jestem ciepłolubna, lubię jak na treningu mam ciepło, więc myślę, że uczestnicy zawodów też to docenili.
- Z tego co wiem miejsca na widowni były numerowane i limitowane, więc nie było tłumu. Każdy miał taki widok, jaki sugerowało jego miejsce. To był świetny pomysł!
- Scena była dobrze oświetlona, tym razem uczestnicy nie planowali oświetlenia. Według mnie na zawodach amatorskich nie jest to potrzebne, a wrażenia z oglądania występów były bardzo dobre.
Wisienka na torcie.
Właściwie dwie wisienki! To ja powiem o pierwszej – Afterparty! Uważam, że ogromnym plusem zawodów było to, że skończyły się ok. 17:00, można było zjeść, odpocząć i ruszyć na afterek. Oczywiście rozumiem, że nie jeździcie na zawody dla imprezy, ale warto brać udział w takich spotkaniach. Tak, spotkaniach, bo w klubie po zawodach jest czas żeby nawiązać znajomości ze wszystkimi uczestnikami, z organizatorami i sędziami!
Ach ten Mario!
Mario Turco dał pokaz podczas imprezy i dla mnie już sama zapowiedź występu sędziego powinna być kartą przetargową na rzecz obecności na imprezie. Jednak okazało się, że Mario zrobił znacznie więcej. Bawił się z zawodnikami. No jasne, to nie zawsze się zdarza, bo sędziowie mają najczęściej warsztaty następnego dnia lub inne obowiązki. Ale tym razem się zdarzyło, więc niech żałuje ten, kto tego nie widział! Grupa pole dancerów tańczyła na scenie świetnie się bawiąc i nie zwracając uwagi na to, kto kilka godzin wcześniej był zawodnikiem, kto sędzią, a kto widzem albo entuzjastą pole dance. Niech mi ktoś powie, że to nie są sytuacje, które napełniają dobrą energią. Mnie napełniły.
Wisienka po wisience.
Wszyscy sędziowie podzielili się swoją wiedzą. Karolina Grzywaczewska opowiadała o tym jak się przygotować do zawodów, a Anastasia Skukhtorova i Mario Turco mieli po dwa bloki warsztatowe w Sensual Studio. Świetna sprawa. Od kiedy Berenika Nienadowska pokazała mi film Mario Turco (np. ten) zaraziłam się od niej miłością do tego szalonego Włocha. Po osobistym spotkaniu ta nieśmiała miłość przeistoczyła się w obsesję! Na warsztatach wycisnął ze mnie siódme poty i pomimo tego, że układ był bardzo trudny to starałam się tańczyć najpiękniej jak umiem dla niego! Nie wspomnę już o tym, że dynamiczne triki z jego pomocą po prostu wchodzą jak złe. Gorzej gdy trzeba je samemu powtórzyć. Ale od tego są warsztaty, żeby przełamywać swoje bariery i poznawać zupełnie nowe ruchy. Polecam każdemu.
Wszystkie zdjęcia z zawodów udostępniam dzięki uprzejmości Tomasza Gasa, który jak zwykle pięknie uwiecznił występy zawodników. Dzięki Tomek!
Byłaś/eś na zawodach? Podobało się? A może się nie podobało? Czekam na Twój komentarz!
Przyjemnie się czytało? Udostępnij!
Chcesz być na bieżąco? Dodaj do ulubionych i obserwuj profil Rurka zamiast biurka